Jakiś czas temu mieliśmy okazję porozmawiać z lek. wet. Klaudią Chrząszcz, która specjalizuje się w leczeniu zwierząt dzikich i egzotycznych. Jak to wygląda w praktyce i skąd pomysł na taką specjalizację? Odpowiedzi na te i inne pytania uzyskacie poniżej!
Zacznijmy od pytania, które nas wszystkich nurtuje. Skąd pomysł na rozwijanie kariery w kierunku leczenia zwierząt dzikich i egzotycznych?
Na pewno jest to spowodowane faktem, że jestem osobą lubiącą wyzwania. Często powtarzałam, że chcę być damską wersją doktora Dolittle (śmiech). Trzeba jednak pamiętać o tym, że jest to dość trudna dziedzina. Leczenie takich zwierząt to gałąź, w której specjaliści muszą się stale rozwijać i uzupełniać swoją wiedzę, często wychodząc poza schematy.
Poza schematy?
Zgadza się. O ile w medycynie psów czy kotów wiele rzeczy jest dobrze zbadanych, o tyle w mojej specjalizacji, w przypadku niektórych gatunków, nie mamy nawet norm krwi, do których moglibyśmy się odnieść. Wiele uczymy się z doświadczenia.
Tak więc ciągła nauka i rozwój. Domyślam się, że cały ten trud jest wynagradzany przez wiele pięknych momentów i sukcesów w gabinecie. Stąd pytanie: czy możesz przytoczyć sytuację, która była dla Ciebie w pewien sposób przełomowa i utwierdziła Cię w przekonaniu, że „to jest to, co chcę w życiu robić”?
Faktycznie są takie momenty. Trudno wskazać jeden konkretny, gdyż było ich dość wiele. Zacznę od tego, że nie mamy jeszcze w Polsce wielu specjalistów zajmujących się zwierzętami egzotycznymi. Często zdarza się więc, że przychodzi do mnie opiekun, który w kilku poprzednich gabinetach został odesłany z przysłowiowym „kwitkiem”. Wtedy jestem bardzo zmotywowana do tego, aby pomóc mu najlepiej jak potrafię. Kiedy wdrażam terapię i widzę jak, z wizyty na wizytę, przynosi ona efekty, to jest to wspaniałe uczucie. Widok zdrowiejącego zwierzęcia i jego szczęśliwego opiekuna to coś wspaniałego. Z uwagi na to, że jestem młodym lekarzem, głęboko wierzę w to, że jeszcze wiele tego typu sytuacji mnie czeka.
Bywa też niestety tak, że pewnych przypadków nie udaje się uratować. Powiedz nam proszę, jak radzisz sobie z emocjami związanymi na przykład ze śmiercią zwierzaka? Jak dużym obciążeniem psychicznym są dla Ciebie takie sytuacje?
Bardzo ciekawe i ważne pytanie. To zderzenie ze śmiercią pacjenta faktycznie uderza najbardziej. Szczególnie, gdy następuje ono po długim leczeniu, w które włożyliśmy wszystkie nasze siły. Nieraz dany przypadek kliniczny pochłaniał mnie do tego stopnia, że zdarzało mi się myśleć o nim nawet leżąc w łóżku. Warto dodać, że w przypadku niepowodzenia, jako specjaliści, spotykamy się z dwoma czynnikami emocjonalnymi: ze śmiercią naszego pacjenta, ale także z reakcją jego opiekuna. Ludzie reagują bardzo różnie. Nie znamy danej osoby, więc trudno też ocenić jak się w takiej sytuacji zachować. Niektórzy potrzebują ciszy i chwili dla siebie, a inni wręcz przeciwnie – pocieszenia. Dobrze rozwinięta empatia jest tu zdecydowanym atutem.
My, jako weterynarze, jesteśmy bardzo narażeni na skrajne emocje i istnieje ryzyko, że będziemy je podświadomie absorbować. Z tego też powodu staram się nie wchłaniać takich ładunków emocjonalnych, gdyż w konsekwencji mogłoby na tym poważnie ucierpieć moje zdrowie psychiczne. Podsumowując, do swojej pracy podchodzę w pełni profesjonalnie i wykonuję ją z najwyższą starannością, jednak wszelkie negatywne momenty, takie jak śmierć zwierzaka, staram się odcinać od swojej świadomości w trosce o własne zdrowie.
Jak mawiają – zdrowie przede wszystkim.
Jest to bardzo ważne, ponieważ wielu lekarzy weterynarii ma problem z nadmiernym przeżywaniem każdego przypadku i stąd też coraz więcej mówi się o samobójstwach w tej grupie. Uważam, że wyrobienie sobie zdrowego podejścia psychicznego do pracy jest w tym zawodzie kluczowe.
Na pewno spotykasz się też z wieloma mitami na temat zwierzaków. Czy są może takie, które szczególnie Cię uderzają lub które chcesz obalić?
Mitów jest bardzo wiele i, jako lekarz weterynarii, staram się z nimi konsekwentnie walczyć. Osobiście najbardziej uderzają mnie mity dotyczące hodowli i utrzymania zwierząt, gdyż stąd bierze się wiele chorób, z którym spotykam się później w gabinecie. Takich mitów jest cała masa.
Weźmy jako przykład świnki morskie. Nadal możemy znaleźć w Internecie głosy twierdzące, że najlepszym pokarmem dla nich są zboża. Jest to absolutną nieprawdą. Innym przykładem jest głębokie przekonanie wielu osób, że ptaki powinniśmy przetrzymywać w okrągłych klatkach. Przykre jest to, że przy aktualnych zasobach Internetu ludzie najpierw kupują zwierzę, a dopiero później zaczynają się edukować na temat opieki nad nim.
Był to fragment rozmowy z lek. wet. Klaudią Chrząszcz, której serdecznie za nią dziękujemy! Pełnego wywiadu wysłuchasz pod tym linkiem.